Kranoszwendanie - epizod II

08:00

Oto jeszcze dobrze nie powróciliśmy z Mazur, a już udało nam się wybrać na kolejne kranoszlajanie po katowickich multitapach. Wszystko za sprawą wizyty w ojczyźnie Radosława, u którego w Anglii spędziłem niedawno świetne dwa tygodnie. Przesiadka na inny pociąg zaowocowała wizytą w trzech piwiarniach - Absurdalnej (dzięki chłopaki za pomoc!), Upojonych i Browariacie. W pierwszej knajpie dołączyli do nas Słoniu i Magda, był to więc prawdziwy uniwersytecki reunion.


W zestawie znalazły się piwa takich browarów jak: Antybrowar, Roch (razy dwa), Browar Łańcut, Pracownia Piwa, Bazyliszek, Camba (razy dwa) i Schönramer (razy dwa). Dwóch piw też się nie napiłem...


Wystartowaliśmy w Absurdalnej. Zacznę od tego, czego się nie napiłem. W czasie nalewania pierwszego piwa zazgrzytało, zacharczało, rzygnęło i okazało się, że beczka z Braćmi Stolarow z Browaru Piwoteka się skończyła. Szkoda, bowiem kilka łyków wskazywało, że to pyszny foreign extra stout. Dwóch skrajnych z prawej nie piłem. Magda miała Koguto z Pracowni Piwa, które to truskawkowe piwo tak dawało truskawkami, że bym nie przełknął, a Słoniu (na zdjęciu foci) pił Hopus Jumbo, a to przeca znam dobrze.

Po lewej jest nalany z pompy Shire z Browaru Roch. Przez autorów został określony jako very brown porter. Nie jest to jakieś nowe piwo, ale do tej pory moje kontakty z browarem z Nowych Rochowic były sporadyczne (nie z wyboru). Shire jest po prostu świetne! Aromat włoskich orzechów jest tu bardzo mocny i dominujący, lecz mimo to przebijają się spora paloność kojarząca się ze słonecznikiem i przyjemna czekolada. Piwo jest niesamowicie gładkie (pompa na pewno to jeszcze podbiła) i pełne w smaku. W smaku spodziewałem się słodyczy, a otrzymałem palono-czekoladową wytrawność i sporą, przyjemną gorycz. Dosyć złożone i mega pijalne to piwo. Polecam. 8/10.

Drugi od lewej jest Prosiak z Antybrowaru. Prosiakiem zostało nazwane cherry sour ale. Kupiłem go z myślą o Radku, bo chyba nigdy wcześniej nie pił żadnego kwasa, ale wszyscy mieliśmy na niego chrapkę. Pięć różnych osób go spróbowało i to dało mi obraz, jak różny jest próg odczuwania i przyzwyczajenia do kwaśnego odczucia w piwie. Radkowi i Magdzie wydał się mega kwaśny, natomiast Słoniowi, Gosi i mnie już mniej. Niemniej jednak kwaśność jest wyraźna, podobnie jak  odczucie wiśni, które dają o sobie mocno znać już w zapachu. W posmaku dochodzi lekka pestkowość i skórka cytryny, która sprawia, że piwo jest raczej wytrawne. Średnie wysycenia powoduje, że Prosiaka piło nam się dobrze. 7/10.

Na zdjęciu w środku jest mętny american wheat - Morab z Browaru Roch. Pachnie potężnie i rewelacyjnie owocami egzotycznymi z wyraźnie dominującym mango. W smaku jest owocowo i całkiem gorzko, a nawet nieco zbyt biorąc pod uwagę niewielkie ciałko. Tropikalna gorycz przy tym nieco zalega dając przy tym nuty granulatu. Niezłe, ale mogłoby bardziej orzeźwiać. 6,5/10.


Naje... przepraszam Upojeni to kolejny brak piwa, na które mieliśmy ochotę. Szczególnie Gosia miała chrapkę na strawberry berliner weisse ze Stu Mostów, ale nam nie wyszło, bo piwo wyszło.

Po lewej stronie jest rice india pale ale, czyli Chorągiew Rodowa z Browaru Łańcut. Czapki z głów za pianę na piwie - utrzymała się do samiutkiego końca i cały czas miała solidne 1,5 centymetra. Pewnie jest to zasługa ryżu w zasypie, a piwo zawdzięcza mu jeszcze bardzo jasny kolor i gładkość. Ta niestety dostaje małego kopa od nie do końca pasującej mi, nieco tępawej goryczy. Piwo pomimo 6,4% alkoholu sprawia wrażenie lekkiego. Cytrusowy, ładny aromat łączy się w wyraźnym ryżem w zapachu i sprawia, że wącha się Chorągiew przyjemnie. W posmaku goryczy pałętał mi się nieprzyjemny trawiasty granulat. Solidne, niezłe piwo. 6/10.

W środku Beer for Tap z Pracowni Piwa, czyli solidniej nachmielony witbier. Z zaskakująco słodkiego, nie do końca przyjemnego aromatu uwalnia się kolendra i zioła. Powracają one w smaku wraz z całkiem przyjemną, lecz nieco zalegającą cytrusową goryczą, wytrawnością pomarańczowej skórki i czymś, co przypominało mi zbyt długo parzącą się zieloną herbatę. Nieco rozklekotane to piwo. Do wypicia, ale choć gańby ni mo, to i szału brak. 5/10.

Po prawej stronie Jelonki z Bazyliszka, które już co prawda piłek kiedyś i pisałem o nich, ale bardzo chciałem, by Radek spróbował czegoś mniej typowego. Tych piw na modłę fińskiego sahti wciąż za wiele u nas nie było (Koniec Świata, Happy Crack, Biały Jeleń i Jormungandr <- tego nie piłem). Do Jelonków wróciłem z wielką radością. Totalnie dominujące są tu nuty potężne pszeniczne, banany i guma balonowa. Tuż za nimi przychodzi obfita w szynkę wędzonka. Piwo jest bardzo słodkie i tylko w nieznacznym stopniu znajduje to ziołową kontrę w goryczy. Niemniej jednak w tak mocnym piwie mi to bardzo odpowiada i nie ukrywam, że lubię to piwo i ten styl. 7/10.


W Browariacie też udało nam się spróbować bardzo fajnych piw, ale tam trzeba się wyjątkowo postarać, by wypić coś słabego.

Po lewej stronie India Pale Ale z browaru Schönramer, a jest to imperialne IPA na niemieckich jedynie chmielach. Niemieckie chmiele nowofalowe niczym nie ustępują amerykańskim i daja piwu niesamowicie mocny aromat słodkich owoców tropikalnych, mango, marakui i mandarynki. Ciało jest potężne, co przydaje piwu słodyczy, ale i gorycz jest tu odpowiednio mocna. Pomimo swego ciężaru gatunkowego jest smacznie i soczyście. 7,5/10.

W środku Brown Fist czyli uwarzony w niemieckiej Cambie w kooperacji Browariatu i włoskiego BrewFist imperialne brown ale z dodatkiem kawy, kakao, anyżu i wanilii. Piwo miażdży w smaku i aromacie. Przede wszystkim jest to orzechowa miazga, wręcz sok orzechowy. Kawa także mocno daje się odczuć, a wanilia wychodzi w posmaku. Piwo ma sporo ciała, wydaje się gęste i lepkie. Gorycz jest duża i świetnie uzupełnia smak piwa. Gorąco polecam! 8/10.

Po prawej Schönramer, ale tym razem Bayrisch Pale Ale nachmielone w całości za pomocą Mandarina Bavaria. Ta mandarynka rzeczywiście jest przewodnią nutą w tym piwie, ale idzie łeb w łeb ze słodem. Piwo jest lekkie i rześkie, a po kilku wypitych już piwach sprawia wrażenie wodnistego. Trudno mu coś zarzucić, ale to już nie była pora na sesyjne spożywki. Przyjemne. 6/10.



Z Browariatem należy żegnać się godnie, więc poprosiliśmy jeszcze o Black Pearl czyli imperialny stout z Camby. Nie jest to jakiś mega potężny RIS (9,8%), ale chudakiem na granicy stylu też nie jest. Zważywszy na to jest wielce pijalnym imperialnym stoutem. Ciężkim i rozgrzewającym - wiadomo, ale mimo to przystępnym. W aromacie i smaku dominują to ciemne słody, mocna kawowa paloność i suszone owoce. Jest gęsty, ale też bez przesady (w moim odczuciu nic by nie stracił na większej gęstości). W smaku znów wracają eleganckie suszone owoce, gorzka czekolada i kawa. Na finiszu zostawia duże odczucie goryczy i leciutką alkoholową pikantność. Bardzo smaczne to piwo. 7,5/10.

Jak już gdzieś napisałem, rynek u nas wygląda tak, że interesująca się nim osoba, gdy wybiera piwa w stylach lubianych przez siebie, częściej trafi na dobre piwo, niż na słabe piwo. To odważna teza, ale gdy omijam różne dziwne piwa słabych lub przehypowanych browarów, to z rzadka trafiam na szajs. Aczkolwiek zdarza się i będzie się zdarza. To Kranoszwendanie pokazuje jednak, że z kondycją naszego piwnego rzemiosła jest lepiej niż w ubiegłym roku.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy