Najfajniejsze wrocławskie lokale

09:00

Tym razem zabieram Was w trzy bardzo ciekawe i godne polecenia miejsca we Wrocławiu. Być może nie są one najfajniejsze, najlepsze i najciekawsze, ale to może ocenić tylko Wrocławianin. One są świetne z perspektywy mojej - turysty. Gościa, który przyjeżdża do Wrocka na dwa dni i nie ma szansy zobaczyć ośmiu, dziesięciu czy piętnastu knajpek. Co ciekawe tylko jedno z tych trzech jest miejscem piwnym, ale i to nie stricte. Jest tu jedna kawiarnia oraz miejsce z hamburgerami. Jako że do każdego trafiłem poprzez polecankę, więc może być tak, że są to miejsca dobrze znane, kultowe i w ogóle... Tak czy siak zapraszam!


Każdy dzień należy zacząć od zdrowego i pożywnego śniadania. Dlatego też swe niedzielne, poranne kroki skierowaliśmy do Szynkarni. Lokal ten nadaje się na wakacyjne śniadanie podwójnie, bowiem oprócz jedzenia serwuje piwo kraftowe. Czyż mogło być lepiej? Okazało się, że nie...


Szynkarnia z zewnątrz sprawia wrażenie lokalu mniejszego, niż jest w rzeczywistości. Początkowo wydawało mi się, że to - nie licząc wypełnionego po brzegi ogródeczka - sala z barem, ale szybko naprawiłem swoje przeoczenie. Ponad barem znajduje się antresola, na której spokojnie mieści się drugie tyle ludzi co na parterze, a pod barem, tuż obok stanowiska kelnerki znajduje się jeszcze zejście do piwnicy, w której jest naprawdę dużo miejsca.


W środku dominuje wystrój, który określa się mianem rustykalnego - jasne przestrzenie, białe drewno, mocne kolorowe akcenty. Całości dopełniają klimatyczne lampy i zdjęcia na ścianach. Jest bezpretensjonalnie, prosto, swojsko i po prostu uroczo. W piwnicy na ścianach namalowane są loga browarów naszych i zagranicznych.


Menu jest bogate, ale warto zwrócić uwagę na wyraźny podział - część smakołyków jest dostępna dopiero po godzinie 12. Nam już bardzo burczało w brzuszkach, więc wróciliśmy do propozycji śniadaniowych i wybór padł na deskę wędlin. Strzał w dziesiątkę, bowiem w połączeniu ze świeżutkim masełkiem i doskonałym pieczywem, najedliśmy się smacznie i zdrowo. Tak, zdrowo! Bo to przyświeca twórcom Szynkarni - jaja są z wolnych kur, mięso ze szczęśliwych krów, pieczywo od radosnego piekarza - wszystko lokalne i wszystko kraftowe.


No ale najważniejsze wszak na blogu jest piwo. Było i piwo, bo w wakacje mam wewnętrzne przyzwolenie na spożywanie go do południa. A jest z czego wybierać - 12 kranów oraz 2 pompy. A co do wyboru, to widać na zdjęciu - mnogość zjadła Kontynuację na śniadanie i przegryzła ZUP-em. Na początek postanowiłem napić się czegoś, czego zwykle raczej unikam.


Summer Freakout to american wheat z Piwnego Podziemia. Smakowało mi to niezwykle, pomimo mojej zwyczajowej niechęci do tego stylu. To bardzo soczyste piwo o cytrusowym charakterze - limonka, grejpfrut, muśnięcie pomarańczy. Jak przystało na pszenicę jest na pograniczu wodnistości, co idealnie dopasowało się do skwaru, z którego daliśmy nogę do klimatyzowanej piwnej oazy. Smak dopełnia przyjemna, nie za duża goryczka. Ot, piwko do przepłukania gardła, gdy lato świruje.


Los chciał, że kolejne piwo było także z Piwnego Podziemia i dobrze, bo na tych napojach bardzo trudno się zawieść. Hopface Killah to american india pale ale. Bardzo dobre! To już jest prawdziwe pierdyknięcie chmielem i egzotyką. Nie ma jeńców - marakuja, grejpfrut, sosna. Jest też gorzko, gorycz delikatnie zalega w paszczy, ale przy takim owocowym szaleństwie, ładnie kontrującym lupuliny, nie obraziłbym się, gdyby pozostała jeszcze dłużej. Piwo jest ekstremalnie pijalne!


Szynkarnia okazała się najciekawszym wrocławskim multitapem. Poza tym w ogóle jest bardzo przyjemnym lokalem, do którego można się wybrać zawsze i z każdym! Polecam!!

Jak już zjadłem śniadanie, odsapnąłem nieco po porannym upale, przyszedł czas na obowiązkową kawę. Życie bez kawy jest nie do przyjęcia (ani na trzeźwo, ani po piwie). Przy tej samej ulicy co Szynkarnia szczęśliwie znajduje się miejsce, doskonale nadające się spożycie małej czarnej. Nie mogłem sobie więc odmówić wstąpienia do Central Cafe.


To kawiarnia, która także serwuje śniadania, a jej specjalnością są bajgle. My jednakowoż byliśmy już po śniadaniu, a ja pragnąłem tylko kawy. I kawa była bardzo dobra, przy tym wypita w przemiłej atmosferze, towarzyszącej jej sympatycznej obsłudze i lekturze czasopism oraz naściennych mądrości.


Mnie się bardzo spodobał mini ogródeczek z widokiem na winkiel oraz stojący przy nim niecodziennej urody zameczek. W środku jest przytulnie - ciemne drewno, jasne ściany i urok detali. W deszczowy dzień pewnie miło jest posiedzieć przy dużym oknie na wysokim stołku. Wszędzie unosi się intensywny zapach kawy. Knajpka jest kameralna i klimatyczna. Koniecznie trzeba tam zajrzeć!



A na popołudniową przekąskę dobrze wybrać się do Sztrass Burgera. Choćby dla samej nazwy kojarzącej się z suchym Karolem i dowcipami z brodą dłuższą niż u emerytowanych członków ZZ Top. To rzut beretem od poprzednich dwóch lokali. Sztrass Burger to burgerownia wpisująca się w cieszący się dużą popularnością nurt slow food. Tutaj oczywiście rozumiany jako smażenie kotletów w całości z wołowiny, chrupkie pieczywo, bekon prosto ze świni i warzywa świeżo wyrwane z ogródka.


Do lokalu można wejść z dwóch stron. Za wystrój służą jasne ściany z bezpłciowymi obrazkami, ale całość sprawia miłe, kolorowe wrażenie. Jest jasno, błyszcząco i czysto, co w moim odczuciu jest dosyć istotne w miejscu, gdzie się je. Nie ma co się specjalnie rozpisywać - bułka z kotletem była słuszna, smaczna i sycąca. Jeśli nie czujesz się na siłach eksperymentować, głód jest Twoim doradcą, to ja zrobiłem to za Ciebie. Do Sztrass Burgera wal w ciemno.


Wszystkie trzy miejsca polecam. Należy zajrzeć, zamówić, wypić, zjeść, wszamać, spożyć, wylizać i z czystym sumieniem opuścić Wrocław. Nie można oczywiście zapominać o tutejszych browarach, ale o nich już było.

Zobacz także

9 komentarze

  1. Na tle innych burgerowni, Sztrass nie jest już taki dobry. Kiedyś, przy mniejszej konkurencji, był jednym z lepszych, teraz jedzie już bardziej na fejmie.
    A największym plusem Szynkarni jest jakiś lambic/kriek lub coś innego dla dziewczyn. Zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałbyś konkretnymi nazwami burgerowni rzucić. Nie jestem tamtejszy, ale chętnie sprawdzę przy okazji. A Szynkarnia w ogóle jest zarąbista.

      Usuń
    2. Taaak po Szynkarni miałem totalnie miłe odczucia... Jedno mnie tylko zraziło, że dostałem whisky stout w nonicu... Ani to ogrzać, ani powąchać a było juz za pózno by prosić o snifter... Jakoś nie pomyślałem, że można to pić z tak mało praktycznej szklanki jeśli chodzi o degustacje... No ale okej. Ostatecznie w aromacie mało co czułem a piwo jeśli w ogóle się ogrzało w mych rękach to chyb tylko o 1 stopień. Tak czy siak wrażenia na plus.

      Usuń
  2. Na następny raz proponuję też odwiedzić "Marynka - piwo i aperitivo". Mają rzemieślnicze piwka, po którejś tam godzinie serwują darmowe przekąski do zamówionego piwka, a w ogródku stacjonuje food truck "happy little truck" z najlepsza pizzą w mieście <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałem oznaczone, ale na wszystko czasu nie wystarczyło :)

      Usuń
  3. Jaka jest różnica między kranami a pompami? Poważnie pytam, bez ściemy, choć z lekką żenadą że nie wiem :)
    Drugie pytanie na dokładkę - co to jest "lupulina"? Może dałoby się jakieś przypisy zrobić dla lamusów? :) Można szukać tego po sieci samemu, ale nie ułatwia to na pewno czytania.

    Byłbym zapomniał - jaja z wolnych kur? W sensie niezamężnych, białych w ameryce przed wojną domową, czy takich które na setkę mają czas w okolicach dwóch minut? :P

    PS."na wysoki stołku", "dwój lokali" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eee. Poszukiwania w góglu rozwijają.
      Różnica jest taka, że kran jest podłączony do kega oraz butli z CO2, a piwo jest tłoczone do szklanki pod ciśnieniem z tej butli. CO2 wypycha piwo z kega.
      W pompie zasada jest właściwie taka sama, ale czynnikiem wypychającym piwo z beczki (cask) jest powietrze tłoczone do środka za pomocą ręcznej pompy - tak, barman macha łapą i powoduje to ciśnienie.

      Wolne kury się nie spieszą, nie mają mężów, klatek, są białe i szczęśliwe. Z nudów lewicują;)

      Usuń
    2. Czy to znaczy, że piwo z beczki jest w tej beczce już nagazowane, a w kegu nie?

      Usuń
    3. Tak, piwo jest gotowe i niczym nie różni się od tego w butelce. Jest tak samo nagazowane (w zależności od stylu), tzn. sam pojemnik nie ma większego znaczenia. Instalacja służy jedynie do wypychania piwa z beczki/kega, nie do nagazowywania/dogazowywania piwa, choć w kegach także da się to robić (tylko nie robi się tego w pubach).

      Usuń

Obserwatorzy