Trzy po trzy

09:00

Trzy po trzy to nie będzie nowy cykl, chyba że życie zadecyduje inaczej. Trzy po trzy to rozwinięcie wielopaka po- i przedweekendowego spowodowane dużą ilością piw do opisania na raz. Już pisałem, że robienie wpisu o jednym piwie mogło być si trzy lata temu, ale dziś wieje nudą i sandałem z masłem. Przez dziewięć dni, co dzień musiałby pojawiać się jeden wpis - oczywiście są takie blogi, ale nie chcę iść w tę stronę. Zdecydowanie bardziej cieszy mnie pisanie o miejscach, wyprawach i knajpach. Z drugiej strony nie mogę sprawiać wrażenia, że omijają mnie te wszystkie świeże i czerstwe nowości. Tak więc dziś piw dziewięć.


Dziś będą następujące specjały. Browar Perun razy dwa, Browar Faktoria, Browar Olimp, Browar Wrężel, Browar Szałpiw, Browar Kraftwerk, Browar Kingpin i Browar Raduga. Nie da się ukryć, że to sami kontraktowcy. Źli, niszczący rynek prawdziwego piwa kontraktowcy... Podzieliłem je na trzy kategorie i do każdej trafiły trzy piwa. Są więc słabiaki, solidne średniaki i piwa, które bardzo mi smakowały.

Słabiaki

Perun - Złoty Strzał to pogańska napinka na imperialne IPA. Początek jest piękny i obiecujący. Piwo ma niesamowicie pomarańczową barwę, opalizuje i kończy się (lub zaczyna) sporą, gęstą pianą. Zapach też ma świetny, mocno słodkie owoce egzotyczne. Problem jest taki, że aromat ten szybko ulatuje i zostaje zastąpiony przez alkohol (tak, już w zapachu). W smaku jest gorzko, ale nie jakoś wybitnie - dominuje gorycz skórki grejpfrutowej i mocnego alkoholu. Piwo szybko staje się alkoholowe. Złoty Strzał jest treściwy, ale kuźwa skoro mnie alkohol męczy, to innych prawdopodobnie zabija. Nie, to nie jest dobre imperialne india pale ale. Radzę omijać lub ograniczać się do krótkiego wąchania 

Faktoria - Doktor Faust to próba mariażu dwóch stylów - foreign extra stout oraz wędzonki. Zaczyna się podobnie ładnie, ale prawdziwe piwo poznajemy po tym jak (się) kończy. Czerń Nocnej Straży i beż pianki obiecują wiele, ale tyle w nich prawdy co w oświadczeniach majątkowych zegarmistrza Nowaka. Już w zapachu dopadł mnie kwas, a wędzonka jest tak lekka, że właściwie bardziej się jej domyślałem. Bardzo to pusty FES, w którym do kwaśności dochodzi bardzo duża, niezgrana paloność. Mimo że lubię piwa wędzone, to z tym męczyłem się niemiłosiernie. Piwo jest po prostu słabe.

Olimp - Hefajstos zamyka stawkę słabych piw w tym zestawieniu. In minus zaskoczyło mnie nadmierną wodnistością i pustką. Takie piwne celebrity splash. Piwo powinno dymić jak Etna, a aromat jest ubogi jak wyziewy z elektrycznego grilla, na który spadła jakaś bukowa gałązka. Zupełnie nie tego oczekiwałem od tego piwa, więc srogo się zawiodłem. Piwu brak pazura i brak właściwie czegokolwiek, do czego można by się pozytywnie przyczepić. Na plus oczywiście etykieta. Utrzymana w tym samym tonie co cała seria Olimpu, ale taka jakby ładniejsza. Może rynek nie jest jeszcze bardzo nasycony piwami wędzonymi, ale na pewno można znaleźć dużo ciekawszych i po prostu dobrych wędzonek. Szczególnie że Schlenkerla chodzi taniej.

Średniaki

Wrężel - CDA to jak sama skrótowa nazwa mówi cascadian dark ale. Otrzymałem piwo tak czarne, że przy nim powstała tu gdzie mieszkam (Sosnowiec) czarna dziura świeci jaśniej niż Las Vegas. Pokryta jest solidnym kożuchem beżowej piany i dzięki temu prezentuje się znakomicie. Aromat zdominowany jest przez przyjemne sosnowe (znów to Zagłębie) nuty, nieco cytrusów, czekoladę i wyraźne orzechy. Pachnie bardzo ładnie. W smaku jest już szorstko i treściwie. Na pierwszy plan przemieszcza się drapiąca, mocno wytrawna kawa. Gorycz przy tym jest całkiem duża, a z każdym łykiem orzechy coraz bardziej wyraźne. Czekolada także. Miałem wrażenie, że gorycz w tym piwie wynika bardziej z palonego słodu niż z chmielenia. Mnie ta wytrawność z każdym łykiem zaczynała coraz bardziej męczyć. Fajne piwo, ale spokojnie mogłoby być sprzedawane w pojemności 0,33 l. Pod koniec zwyczajnie mi się go odechciało.

Szałpiw - Buba to kolejne podejście poznańskiego kontraktowca do belgijskiej klasyki. To quadrupel, a nie jest tajemnicą, że to mój ulubiony styl piwa. W porządnym quadzie dzieje się więcej niż wydarzyłoby się w czasie starcia Avengersów z Justice League. W Bubie pojawiają się aromaty kolendry, nuty czerwonego wina oraz mocny zapach suszonych owoców. Na plus zaliczyć mogę dużą pełnię, mocny smak rodzynek i mocno rozgrzewające właściwości przy niezbyt przeszkadzającym alkoholu. Buba jest smacznym piwem, ale niestety nie może się mierzyć z nawet przeciętnym belgijskim quadruplem.

Perun - Oblewanie Perperuny to piwo o najdziwniej kojarzącej mi się nazwie. Gdy dołączymy do tego krótkie wyjaśnienie, że nazwa wzięła się od obrzędu polegającego na oblewaniu dziewczyny, będącej ofiarą dla Peruna, to dopełnia chorego obrazu w mojej głowie. Cieszy mnie, że to kolejne piwo w belgijskim stylu na polskiej scenie kraft. Ten belgian pale ale oferuje przyjemną kompozycję zapachu kwiatów, ciasteczek i lekkiego owocowego suszu. W czasie pochłaniania Perperuny towarzyszyła mi wyraźna i dobrze ułożona goryczka, a piwo lekko rozgrzewało. Przyjemnej średniej pełni towarzyszy smak goździka, ziół i kojarzącego się z pszenicą banana. To jest piwo, które chętnie bym jeszcze powtórzył. Niby niezobowiązujące, ale jednak oferujące bardzo wiele.


Dobre!

Kontraktowy ślunski Kraftwerk w świętochłowickim Redenie uwarzył licorice brown porter, czyli angielski porter z dodatkiem lukrecji o nazwie Heksa. Wiedźma jest ciemnobrązową babą, choć pod księżycowe światło zdradza niejasne prześwity. W aromacie jest słodkawo - są tu nuty wanilii, laktozy, oczywiście lukrecji i słodkiej kawy. W smaku jest dla odmiany wytrawnie - wyraźna paloność kawowa szybko ustępuje jednak karmelowi i orzechom. Piwo miało sporą pełnię i niewielkie wysycenie, co bardzo mi odpowiadało. Generalnie bardzo fajne piwo, w którym w czasie picia dużo się działo. Dwukrotnie wypiłem z ogromną przyjemnością.

Geezer to dzieło Kopikowego Kingpina i jest przedstawicielem stylu foreign extra stout. Po raz kolejny pojawiają się w piwie Kingpina ciekawe dodatki. Tym razem są to espresso, wanilia i laktoza, przyprawione jest to klasycznymi amerykańskimi chmielami Cascade, Amarillo i Simcoe, a na koniec leżakowane z dębowymi trocinami whisky. W Kolesiu uderza przede wszystkim niesamowita gładkość, która sprawia że piwo samo, praktycznie niezauważenie przenika przez gardło do żołądka. Poza nutami mocno palonej kawy, toffi i laktozy, pojawia się muśnięcie alkoholu z procentowo wyższej półki, nuta drewniana. Piwo jest skonstruowane tak bardzo ciekawie, że ani przez chwilę się z nim nie nudziłem. Chętnie walnąłbym jeszcze kilka butelek gdybym (1) miał więcej kasy na powtarzanie piw i (2) miał więcej zdrowej wątroby na powtarzanie piw. Dla mnie bomba!


Bardzo się cieszę, że na dziewięć piw w przeglądzie, aż trzy prezentują styl belgijski. Naked City z warzącego ponownie w Witnicy browaru Raduga robi to jednak z największym powodzeniem. Jest belgijsko i jest nowofalowo, bowiem to belgian IPA. W aromacie są obecne przede wszystkim piękne cytrusowe chmiele, a za nimi delikatna (na szczęście) kolendra. Nie ma nic gorszego niż zbyt mocna, męcząca mnie kolendra. Gdzieś tam jeszcze obija się ziołowość. Spore wysycenie przepycha krótką grejpfrutową gorycz przez gardło - jest to bardzo smaczne. Jest lekko karmelowo i bardzo, bardzo przyjemnie. Świetne, doskonale pijalne piwo. Ciut większe ciało byłoby ok.

Cieszy mnie ilość belgów, radują kawy w piwie, ale nieco dobiła mnie marna kondycja wędzonek. Szkoda, bowiem to piwa o bardzo dużym potencjale. Tu niewykorzystanym. Po raz kolejny zachwyca mnie Raduga, po raz kolejny na wysokim poziomie jest Kingpin. Do formy z debiutu wraca Kraftwerk.

Zobacz także

0 komentarze

Obserwatorzy