Chimay Rouge

20:19

W grudniu ubiegłego roku w me nienasycone łapki wpadły aż dwa egzemplarze belgijskiego piwa trapistów z Opactwa Scourmont, znajdującego się w miejscowości Chimay, od której wzięły swoją nazwę. Zły los chciał, że oba takie same. Czerwone. Ale dzięki temu miałem okazję spróbować czerwonego Chimay'a dwukrotnie i jeszcze kogoś poczęstować. Dziś jeszcze kilka słów o piwach trapistów i o smaku tego konkretnego - Chimay Rouge.

Jak pisałem poprzednio obecnie osiem klasztorów trapistów warzy piwo sygnowane znakiem autentycznego wyrobu trapistów. Dlaczego tylko tyle? Aby móc oznaczyć swoje piwo pożądanym logo, należy spełnić kilka dosyć surowych kryteriów.
Po pierwsze - piwo musi być warzone w murach klasztoru trapistów - albo przez samych mnichów albo pod ich nadzorem. Po drugie - browar musi być własnością klasztoru. Po trzecie - piwo nie jest warzone dla zysku. Dochód jest przeznaczany na utrzymanie klasztoru, a ewentualne nadwyżki na cele charytatywne. 
Można więc o tych piwach powiedzieć, że są tworzone z pasją. To piwa z duszą.

Browar Chimay oferuje na sprzedaż trzy rodzaje piw. Warzą jeszcze jedno, najsłabsze patersbier - tylko i wyłącznie na użytek braciszków. Dostępne są więc:
- najmocniejszy, niebieski Chimay Bleue, określany jako belgijskie mocne ale,
- trippel, po naszemu potrójny, czyli biały Chimay Blanche,
- dubbel, czyli podwójny, będący przyczyną tego wpisu Chimay Rouge - najsłabszy z trójki, bo ma "zaledwie" 7% alkoholu. Zaledwie bo dla przykładu quadrupple mogę mieć powyżej 10%.

Jako że pierwszego Chimaya wypiłem w schronisku na Krawcowym Wierchu, to smakował wyśmienicie, jak każde piwo po zimowym łojeniu, kiedy człowiek jest zmęczony i pragnie piwa. Oczywiście uproszczenie to jest zbyt duże, lecz do dziś nie wiem dlaczego Żywiec na Skrzycznem zawsze smakował jak nie-Żywiec. Drugi poszedł w domu. 

z bałaganem w tle;)
Piwo ma kolor brązowy, mętny, unoszą się w nim drobinki drożdży. Mętność jest spowodowana tym, że piwo refermentuje w butelce. Co to oznacza? O refermentacji możemy mówić wtedy, gdy w piwie są zawarte jeszcze żywe i gotowe do pracy drożdże, które ochoczo zamienią nam cukry na alkohole, przy okazji wydzielając CO2. Aby te żywe drożdże miały co jeść, zwykle dolewa się do odfiltrowanego piwa brzeczki (ta ma jeszcze dużo niezamienionych cukrów). Tak przygotowany roztwór przelewa się do sterylnych butelek. Dzięki temu, że drożdże sobie pracują zużywając do tego szkodliwy dla trwałości piwa tlen i są na tyle silnymi gadami, że dominują środowisko swojej pracy i inne drobnoustroje i badziewia nie mają prawa żywić się naszym piwem, piwo na długo pozostaje dobre do spożycia. Można powiedzieć, że takie żywe drożdże są jak Polacy na budowach w Anglii. Odpowiednio zachęcone dobrze, długo pracują i dominują środowisko, ale należy się pogodzić z tym, że efekt ostateczny będzie mętny i będzie dużo alkoholu. Uff...
Na pewno Chimay nie wygląda tak elegancko jak pięknie przefiltrowane Tyskie, ale za to ma smak. Wyraźnie owocowy, chlebowy, delikatny karmel, pszenica, chmiel. Czego tu nie ma? To jakby kwintesencja piw. Idealne wyważenie proporcji. Co chwila coś innego dociera do świadomości i z czegoś innego zdawałem sobie sprawę. Pachnie równie przepysznie, intensywnie. Piana była taka jak na zdjęciu, nie cały czas, ale na prawdę ładna - w kolorze złamanej bieli, drobna i zbita.

Z czystym sumieniem polecam każdemu jako świetny przykład piwa trapistów. Właściwie można napisać "musisz spróbować!".

Zobacz także

1 komentarze

Obserwatorzy